środa, 23 lipca 2008

106. Pchły zażegnane!

 Myślę, że już tych wrednych pasożytów-czyli pcheł nie ma w mojej sierści. Jaki wstyd przeżyłem, nawet nie macie pojęcia. Pani mówi, że ten preparat będzie mnie chronił przed jędzami jeszcze z może 3 tygodnie. Póki co Pan przejrzał moje futro i nic żywego nie znalazł. Jedynie jedną pchłę-martwą i wyschniętą, która na bezczelniaka utkwiła w moim ogonie.
   Jestem już radośniejszy, mam apetyt i ciągle myślę o jedzeniu i spacerkach. Wczoraj moi Państwo zrealizowali moje marzenie i oto ubrany w szeleczki wyruszyłem na świeże powietrze i trawkę. Pewnie pchły kombinują, jak tu znowu się do mnie dobrać, ale już teraz się nie dam. A na spacerku powąchałem każdy krzaczek, pojadłem jakieś zieleniaki, przyglądałem się ptakom. Nawet miałem w planie spróbować zapolować na coś, ale Pani mnie powstrzymała, tłumacząc że po wyczynach Mufasy już wystarczy Jej wrażeń...
   Zapomniałem Wam pokazać jeden z łupów Niebieściucha, z czasów kiedy jeszcze przynosił je do domku w prezencie dla naszych Opiekunów. Dziś już tak nie robi, a wręcz przeciwnie- nie dzieli się i chowa z upolowanym ptakiem w zarośla... 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz