środa, 14 października 2009

263. W kocim Klubie "Szafa"


   Wieczór w Klubie Szafa obfitował w wiele ekscytująch wydarzeń. Przed wyjściem upewniłem się, że Ludzie zasnęli i nawet pomruczałem im do uszu utwory z cyklu "Traktorowe kołysanki", aby śnili miłe i kolorowe sny, a do tego bardzo zależało mi, aby spali snem twardym. Mufasa pomógł mi zahipnotyzować naszych Właścicieli, szepcąc i powtarzając im stale te same słowa: śpij i śnij. Cel hipnozy dotyczył dwóch aspektów, po pierwsze chodziło o to, aby czasem Ludziom nie przyszło do głowy obudzić się, a po drugie nie zamykać Pani Szafy. Nastała cisza, a do tego noc za oknem w pełni. Nawet Pan Księżyc zaglądał do naszego domku, by nas pozdrowić. Pomachaliśmy mu łapkami, po czym przeczyściliśmy sobie jeszcze futerka, poprawiliśmy wąsiki i obróżki. Nie zapomniałem również o naprostowaniu pędzelków na uszkach. Kiedy już wiedzieliśmy na pewno, że nikt i nic nie przeszkodzi nam w odwiedzeniu tajemniczego klubu Szafa, postanowiliśmy iść za ciosem i przekroczyliśmy jego próg, zostawiając za sobą człowiecze ubrania.
   Stąpający bezszelestnie za mną Mufasa, wolał obserwować ten koci lokal z boku. Pomimo że to on pełni funkcję szefa w domku, tym razem pozwolił mi wejść pierwszym. Rozejrzeliśmy się. Poszukiwaliśmy Was, nasi drodzy koci Przyjaciele, lecz nie dostrzegliśmy nikogo. Dopiero potem się schodziliście. Koci barman powitał nas w języku miaukowym i zaprosił do baru. Zbliżyliśmy się do niego, podaliśmy mu łapkę i przedstawiliśmy się. Koci barman, kocur nie byle jakiego gabarytu, z muszką na szyi i białą koszulą od Ursusa Versacze, zapytał, czego się napijemy. Jako, że nie orientujemy się co do tego, co pija się w kocich klubach to poprosiliśmy, aby nam coś doradził. Zaproponował sok z grabąszcza, na co chętnie przytaknąłem. Obawiałem się jednak, że Ruskowi nie przypadnie do gustu owy napój. Nic bardziej mylnego, pił ze smakiem i nawet poprosił o dokładkę. Ja natomiast nie zdradzę Wam, ile dokładnie skosztowałem szklaneczek tegoż soku, gdyż muszę co nieco zachować dla siebie. Zawsze istnieje ryzyko, że moje opowieści przeczyta moja Pani, a poza tym muszę ukrywać moją obżartuchową i żarłoczkiewiczową naturę.
   Po przemiłej pogawędce z kocim barmanem, zaprosił nas do stolika koci kelner. W przeciwieństwie do postawnego barmana, ten wyglądem wydawał się lekko wychudzony. Jego głowę zdobiły długie i kręcone kłaczki, które związywał w kitkę. Kto to widział! Kot w kitce? Hmm Po przejrzeniu menu nie potrafiłem zdecydować się na jedną potrawę, więc zamówiłem trzy. Mufasa cały czas trącał mnie łapką pod stołem, aby jak zaznaczał, nauczyć mnie kocich kulinarnych manier. Spośród wachlarza egzotycznych potraw, jakie oferuje Szafa-Club, naprawdę ciężko wybrać tę jedyną, więc nie zwracałem uwagi na mądralkowanie się Niebieściucha. Zamówiłem zapiekane grabąszcze w sosie grzybowym, pajęcze udka w majonezie oraz zupę żuczkową ze srzydełkami muszek owocowych. Polecam! ważniak  Rusek zamówił jedynie ćmę zapiekaną z pomidorami. W trakcie pędzlowania porcelanowego talerzyka, ukrywałem delikatnie pyszczek, aby nikt nie zauważył mojego szybkiego konsumowania. Za chwilę zapanowała cisza, światła zgaszono, a jedynie oświetlono scenę. Na niej pojawiła się pewna nieznana mi kocia piosenkarka, a po niej zespół taneczny. Pierwsza wykonawczyni zaśpiewała kilka ballad, a oczy publiczności były zwrócone tylko na nią. Wsłuchując się w jej śpiew, postanowiłem jednocześnie wyczyścić talerzyk, bo na maniery kulinarne brakowało mi cierpliwości. Interesowało mnie także podprowadzenie łapką jakiegoś kęsa Ruskowi. Mój Współmieszkaniec przyuważył moje niecne czyny i dostałem od niego po łapkach. Kiedy na scenę weszli koci tancerze, przypomniały mi się nasze nieudane castingi w Kocioliwood i to jak nas odrzucano. Cofnąłem się także do moich urodzin, kiedy Mufasio wykonał dla mnie mufoberka. Rozmarzyłem się i zatęskniłem za występami. Gromkimi oklaskami nagrodzono skomplikowane układy taneczne kocich artystów, po czym jeden z nich zapytał, czy ktoś z publiczności chciałby zaprezentować swoje talenty taneczne. Styl obojętny, byleby było ciekawie-pomruczał. Dla odważnego przewidziano nagrodę, w postaci darmowych wejść do Szafa-Club oraz gratisowych posiłków dla zwycięzcy i jego przyjaciół. Nie wytrzymałem i zgłosiłem się. Bez przygotowania wykonałem popisowy numer break-kota-dance, tym razem nie na pędzelkach, lecz na ogonie i tylnej części grzbiecika, prezentując jednocześnie kilka obrotów... luzak 


 Pośród nagradzającej mnie oklaskami publiczności, z podium dostrzegłem moją Narzeczoną Pusię, która biła mi brawo na stojąco, domagając się "bisu". Moje żółte oczka radowały się, a także pomyślałem, jaka to ulga, że nie czyściłem talerzyka w tempie torpedy przy Niej. Mufasa do dziś by mnie pouczał i mądrzył się, jak należy kulturalnie zachowywać się przy Kocich Damach. A tak nasza randka się udała. Co śmieszne to to, że tyle nas jeszcze czeka atrakcji w klubie Szafa, a nasi Ludzie w tym czasie śpią i nie mają pojęcia, co my Kotowate wtedy wyczyniamy...
 hehe 
Kot_Ursus
29 łapek (comments)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz