piątek, 15 grudnia 2017

948. Muf-out, cz.3 „Strzykawka”

  Noc z tamtej soboty na niedzielę okazała się trudną i kluczową. Ludzie dostali od Pani Weterynarz tabletki, jakiś lek w płynie ze strzykawką, kropelki do oczu i nakaz zapewnienia Mufasie spokoju i ciepła. Mój Współmieszkaniec nie potrafił chodzić, gdy tylko próbował, natychmiast chwiał się i przewracał. Osłabienie takie, jakiego u niego nigdy nie widziałem. Pańcio ułożył Niebieściucha w Bamboszu obok ich poduszek, na który moi Właściciele mieli stale oko. Wciąż patrzyli, a potem z krótkimi przerwami na sen, sprawdzali, czy Rusek oddycha. To smutne, ale tak było. Ja zaś obserwowałem wszystko z mojej ulubionej miejscówki, tzw. nóg Pańci. Rozumiałem, że dzieje się coś ważnego. W niedzielę po południu próbowali nakarmić Mufasia, ale niestety odwracał pyszczek, a przecież musiał jeść, aby odzyskiwać siły. Ludziowaci zadzwonili do Pani Weterynarz, ponieważ prosiła o to, a ona zaproponowała, aby przyjechali do niej jeszcze raz. W gabinecie sprawdziła Ruskową gorączkę i okazało się, że termometr pokazał 37,4 stopnia, a więc w normie. Choć jedna poprawa. Jeszcze raz nawodniła mojego Współmieszkańca, podała mu witaminy w zastrzyku, a ponieważ pojawił się problem z przyjmowaniem jedzenia przez niego, pokazała moim Właścicielom, jak go karmić specjalnym pokarmem Recovery przy pomocy strzykawki. Wygłodniały Miciusio nie pogardził i skonsumował nawet dokładkę. Potem Ludzie w domu powtarzali za Panią Weterynarz ten sposób karmienia. Na widok Pańcia Niebieściuch chował się, oczywiście nie ze strachu, a z powodu leków i strzykawki. Pańcio w takich sprawach działa bardzo konkretnie ( zresztą właściwie we wszystkim) i nie patyczkuje się, jak Pańcia :) 




  Pańcio-choć nie chciał, to musiał poruszyć bardzo trudno temat. Zapytał, co zrobią, gdyby Mufasa nie przeżył. Pańcia poprosiła go o chwilę, po czym obróciła się i na zawołanie zapłakała. Nigdy jej takiej nie widziałem. Następnie wytarła łzy, wzięła się w garść i przeszła do rozmowy. Uzgodnili, że nie zakopią Ruska w ogródku, a to dlatego, że wiedzą, że nie zostaną tu na zawsze. Nie tak planowali. Zgodzili się na kremację, po czym zapadła cisza. Są świadomi, że kiedyś odejdziemy, ale nie chcieliby, żeby to się już stało. Mufasa doskonale słyszał, o czym mówią i jakby się zawziął, aby żyć dalej. 3 grudnia 2017, choć mógł być datą jego śmierci, ku radości nas wszystkich, nie okazał się tą smutną datą. Towarzyszyłem Niebieściuchowi w łóżeczku, kazałem mu walczyć, ale w tajemnicy przyznam, że chciałem przejąć funkcję szefa w domku! 

Ludziowaci karmili go przez dwa dni za pomocą strzykawki, aż w końcu miał dość. Bardzo chciał być sam, ale dopóki nie zaczął jeść samodzielnie, musiał być na oku nas wszystkich. Ludzie obawiali się, że gdzieś w ukryciu... umrze:( W końcu na trzeci dzień Pańcia zapropnowała Pańciowi, by Mufasio spędził noc w samotności. Według jej obserwowacji i intuicji bardzo tego potrzebował. Miał nas wszystkich dość, łącznie z tabletkami, kropelkami i strzykawką! Zamknęli go więc w innym pomieszczeniu z kuwetą obok, miskami wypełnionymi wodą, suchą karmą i kocim jedzeniem, w tym przypadku jego ulubionym kurczaczkiem. Może Mufasa na dźwięk słowa „kremacja” zaparł się i zaczął zdrowieć? Chyba tak. Wszak kolejnego dnia z rana wzruszeni Ludzie zastali pustą miseczkę z kurczakiem i zjedzonym kilkoma ziarenkami suchej karmy. Postęp. Niebieściuch nawet zrobił  Pańciowi „byczka”, to nasze określenie, gdy napieramy głowami na głowy naszych Właścicieli. Od tamtej pory zaczęło się poprawiać, ale to jeszcze to nie koniec mojej opowieści.

Mnie zaś sytuacja domowa też zestresowała i na jeden dzień zaniemogłem. Najprawdopodobniej zatrułem się czymś. Nasi Ludzie znowu nie mieli łatwo, ale na drugi dzień wyzdrowiałem i od rana żądałem napełnienia miski.

Buu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz