środa, 13 grudnia 2017

946. Muf-out, cz.1 „Dziewięć dni i nocy”

  Wiele stresujących i smutnych momentów nagromadziło się w naszym domu. Pańcia całkiem straciła chęć do wciskania przycisku „publikuj”, a ja do opowiadania kocich spraw. A to wszystko za sprawą Mufasy, którego prawie straciliśmy na zawsze. Na szczęście jest już w porządku, ale co przeżyliśmy, to już z nami zostanie. 
  Wspominałem czasem o moich Ursexitach i o tym, że to takie przyjemne doświadczenie móc wymknąć się i zażyć wolności! Tyle że o ile moja druga Olbrzymowa ucieczka trwała 8, czy 9 godzin, która i tak wywołała wiele nerwów u Ludzi, tak nasz mały Rusek zniknął bez śladu na całe 9 dni i 9 nocy! Długich dni i nocy, przeplatającymi się łzami, tęsknotą i złością, a także niesprzyjającą pogodą. Wszystko stało się wtedy, kiedy do Pańci przyszła paczka, którą pod nieobecność Ludziowatej, odebrał Pańcio. Otworzył drzwi, podpisał się, pożegnał listonosza i zamknął drzwi. W tym właśnie momencie nie wiedzieć kiedy, niczym w ułamku sekundy- Mufasa jakimś cudem czmychnął na zewnątrz. Kiedy Pańcia wróciła do domu, wraz z Pańciem ogóle nie zauważyli nieobecności mojego kociego Towarzysza. A to dlatego, że zwykle o tej porze roku śpi w swoim Bamboszu, tudzież pod kołdrą i nic go nie interesuje. Najwyraźniej nic bardziej mylnego. Ludziowaci dopiero idąc spać, zorientowali się, że go nie ma i wtedy się zaczęło. Zaczęły się poszukiwania trwające ponad tydzień. Ogłoszenia wydrukowane w setkach i rozrzucane po jak największej ilości skrzynek pocztowych innych sąsiednich ludzi, rozklejane po lampach, supermarketach, a Pańcio nawet pożyczył urządzenie, namierzające inne stworzenia po temperaturze ciała. Kamera działała tylko nocą, tyle że namierzala króliki w parku, myszy, jeże i wiewiórki. Nawet inne kotowate, tylko nie Mufasę. Ludziowaci zabierali mnie ze sobą na nocne przechadzki, w nadziei że coś wyczuję i zamiauczę. Owszem doprowadziłem ich do dwóch kotów, ale nie do mojego Współmieszkańca. Nawoływali, szeleścili smakołykami, ale bez rezultatu. Ludzie nie dosypiali, a ich losem przejęło się kilkanaście osób. Pańcia popłakiwała w łazience, po czym brała się w garść, przecież musiała. Pańcio przeżywał to też na swój sposób. Obawiał się najgorszego. To znaczy, ze Mufi gdzieś leży martwy i że ktoś go wyrzucił do śmietnika. Co więcej nasi Ludzie uruchomili całe Niebo, prosząc Opatrzność, żeby Mufasio się odnalazł. Z każdym dniem tracili nadzieję, wszak pogoda nie sprzyjała. W końcu w dziewiątym dniu zadzwoniła do naszego Pańcia pewna kobieta, która rozpoznała Niebieściucha z ogłoszenia z supermarketu i powiedziała, że kocur siedzi u niej pod domem. Pańcio powiadomił Pańcię. Okazało się, że to całe 1.5 km od nas! Ludziowata nie zważając, że wiało, padało i co tam jeszcze, wsiadła na rower i ile sił w nogach, pojechała tam. Przy domu stało małżeństwo z parasolami, które śpieszyło się do szpitala. Bali się chwycić Ruska, jak sami przyznali, obawiali się, że ich ugryzie. A tak by się nie stało, choć nigdy nie wiadomo. Pańcia włączyła swój dziecięco brzmiący głos, tzn. weszła na jeszcze wyższy sopran, niż ten na co dzień. To dlatego, że wyczytała w jednym artykule, iż zaginione koty bardziej reagują na głos kobiecy, aniżeli męski. Wraz z tamtymi ludźmi otoczyła ogródek, tak by Mufi nie mógł uciec. A trzeba wiedzieć, że kot ze strachu potrafi nie reagować w takich sytuacjach nawet na głos swojego właściciela! Boi się, że jego schronienie zostanie namierzone. I co ciekawe, że niby kierujemy się na północ! Nie wiem w tym prawdy, ale w przypadku Mufasy wszystko się potwierdziło. Rusek nie odpowiadał na nawoływanie Pańci, próbował się ukryć i szedł w północnym kierunku od domu! W każdym razie Pańcia jeszcze dopytała tamtych Państwa, czy to na pewno taki mały, szary kot. Odpowiedzieli, że tak. I wtedy Pańcia nie zważając już na to, co sobie o niej pomyślą, wysokim sopranem wolała go przez łzy, odgarniając krzak po krzaku, by w końcu na tarasie zobaczyć przestraszonego, wychudzonego Mufasia. Widząc go takim, natychmiast „pękła” i chwytając go na ręce, a ze strachu próbował się jeszcze schować, całowała jego futerko, płacząc jednocześnie. Szybko przyjrzała się Ruskowi, poza chudością, widocznymi kosteczkami kręgosłupa i jękiem wydobywającym się z jego pyszczka, nic mu nie było. Zapach jego futerka bardzo jej się podobał, później przyznała, że przypomnal trudną do opisania słodkość i do tego niebywałą świeżość. Mili Państwo zaproponowali im podwiezienie, rower Pańcia odebrała potem. W międzyczasie zadzwonił Pańcio i kiedy usłyszał głos Niebieściucha, bardzo się wzruszył. W domu obwąchałem Mufasę i no cóż powarkiwałem na niego- to przez te nieznane zapachy, które przyniósł. Z głodu pędzlował miski i odpoczywał. Ludzie w czasie jego nieobecności nie zapominali o mnie, pomimo smutku wiedzieli, że nie mogą mnie zaniedbać. 
  Te niepostrzeżone wymknięcie się Mufiego z domu, pomimo bambusa w ogródku i oczu dookoła człowieczej głowy, wcale nie daly pewności, że nie znajdziemy sobie innej drogi do wyjścia. To też nie koniec mojej opowieści. To nie koniec nerwów, łez i zatroskania. To co się później zdarzyło pomruczę w następnej części. 

2 komentarze:

  1. o matko, zastygłam z wrażenia!! jakie szczęście, że się znalazł! i pewnie bez weterynarza się nie obyło? oby już się wszystko wyprostowało! nasz Szaruś senior też kiedyś przepadł w wieku 15 lat, ale po 2 dobach sroka go pod dom przypędziła ;) ale co przeżyliśmy to możesz się domyślać, a to tylko 2 doby były! ogromnie Wam współczuję i czekam na cd opowieści

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elaju, ach wiem, co czułaś, gdy zaginął Szaruś, nie wiem, jak te koty to robią, że tak sprytnie uciekają. Nie mają pojęcia, ile nam dostarczają zmartwień i stresu. Zaraz opublikuję kolejną część. Dużo tego będzie :)

      Usuń