sobota, 16 grudnia 2017

949. Muf-out, cz.4 „Ropień”

  4-go grudnia w poniedziałek po tzw.czarnej niedzieli, zadzwonił telefon z naszej macierzystej lecznicy. Pani Weterynarz z nocnego dyżuru, która uratowała życie naszego Niebieściucha, przesłała opis całej sytuacji naszemu Panu Weterynarzowi. Dzwonili, aby po pierwsze dowiedzieć się, jak się miewa Mufasa, a po drugie, abyśmy kontrolnie przyszli do gabinetu. Ludzie umówili się na środę. ( Pańcia pamięta wszystkie daty i dni tygodnia!) We wtorek, czyli dzień przed wizytą i samotnej nocy Ruska, podczas której sam zjadł, wspomniana wcześniej narośl jeszcze bardziej urosła. Osiągnęła rozmiar dłoni naszej Pańci! Swoim ogromnym rozmiarem zaburzała równowagę Mufasy podczas chodzenia. Chwiał się i przewracał, nie potrafił wskoczyć i zeskoczyć z łóżka. Pod wieczór Ludzie zauważyli, że mój Współmieszkanec stale się myje, ale tylko po lewej stronie. Z jego futerka wypływała kremowa ciecz, którą zwyczajnie spijał. Okazało się, że narośl była ropniem, a nie krwiakiem, jak podejrzewaliśmy. Niebieściuch sam go sobie przegryzł i sam go z siebie wyrzucił. Ludziowaci wpadli w przerażenie. W jego ciele pozostał otwór, przez który mogli dostrzec jego wnętrzności. Żeby nie doszło do zakażenia i pobrudzenia pościeli, czy koca, Pańcio przyłożył mu po przemyciu rany gazę, którą owinął bandażem. Moi Właściciele nie do końca wiedzieli, czy słusznie robią, ale szczęśliwie na drugi dzień mieli wizytę u Pana Weterynarza. Mogli wtedy rozwiać wszelkie wątpliwości. Rusek przespał noc w nietypowym stroju, ale dzięki niemu nic nie zabrudził, a na gazie była widoczna krew. 


Pan Weterynarz, kiedy zobaczył moich Ludzi z Mufim w kocyku, pokiwał głową i westchnął, że coś za często ostatnio się widzą. Przemył ranę Niebieściuchowi i zalecił, aby chodził bez żadnych bandaży. Oszacował, że w kilka dni wszystko się zagoi. Powiedział też, że to nawet lepiej, że Mufasio sam sobie poradził z ropniem. Kiedy on by się nim zajął, mogłoby kota boleć. I co istotne, to właśnie ten ropień, który początkowo miał nie mieć na nic wpływu, okazał się być główną przyczyną doprowadzenia do tak złego stanu zdrowia Niebieściucha. Jego obecność wywołała niejako osłabienie i problem z oddychaniem, a że Mufasa miewał problemy z nosem i przez ostatnie dni jego układ immunologiczny znacznie się pogorszył, to zapalenie zaczęło galopować. Ropień połączył siły z zapaleniem górnych dróg oddechowych i organizm mojego Współmieszkańca z dwoma wrogami sobie nie poradził. 
 Pan Weterynarz oznajmił z uśmiechem, że nie chce moich Ludzi z kotami widzieć do końca roku, a właściwie to do października 2018 na corocznnym szczepieniu. Wszyscy się zgodzili i oby tak zostało. I pomyśleć, że niewinne wymknięcie się mojego Współmieszkańca z domu przyniosło tyle nieszczęścia. Gdyby Mufasa nie przyniósł ropnia, nie spotkałoby go tyle cierpienia. I nas jego domowników również. Pańcia liczyła, że Rusek sam wróci do domu, że będzie umiał, ale niestety przeliczyła się. Te długie 9 dni i nocy- szczególnie gdy było tak zimno- oby nigdy się już nie powtórzyły.

6 komentarzy:

  1. ufff i wszystko dobrze się skończyło, to najważniejsze! i bez powtórek proszę, panowie słyszą? ja na Waszym miejscu za próg "samopas" to bym już panów nie wypuszczała, lepszy kot niewychodzący niż zaginiony :( Gosiance już 2 koty przepadły mimo zabezpieczeń :( nasz Szaruś po wagarach już nigdy na balkon nawet nie wyszedł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Elaju, nasze futrzaki to koty niewychodzące, chodzę z nimi na spacerki, ale na smyczy. Ale jak widać, pomimo zabezpieczonego ogródka, ciągłego zamykania drzwi, ogólnie oczu dookoła głowy, udaje im się nas oszukać i uciec. Oszaleć można :) A Mufaska to chyba chciał sobie na chwilę pobrykać, ale się przeliczył i nie umiał wrócić. Ta moja opowieść to niezła przestroga dla uciekających kotów, szkoda tylko że nie chcą się słuchać nas ludzi :((
      Mówisz, że dwa koty zaginęły Twojej koleżance? Bo jeśli rasowe, to mam podejrzenie, że ktoś je kradnie na nielegalne rozmnażanie :( albo handel. Jeśli to nie to, to i tak strasznie jej współczuję, nie mam słów. Głaski dla Milusia.

      Usuń
    2. te dwa koty co zginęły to jeden jak Twój Ursus, Kayron się nazywał i był bohaterem bloga "Za Moimi Drzwiami", a drugi w tym roku czarny Hokus - GosiAnka kiedyś posty podpisywała Anka Wrocławianka, chyba i Ty tam czasem zaglądałaś?

      Usuń
    3. Nie zaglądałam, moźe dwa razy zerknęłam, bo chciałam zobaczyć, co z tym MCO. Nie znalazł się? A ten drugi kotek to też MCO?

      Usuń
  2. Biedny kociak, aby szybko wrócił do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, na szczęście już jest zdrowy i taki jak dawniej :)

      Usuń