niedziela, 10 lutego 2008

51. Zapachniało wiosną i...rywalizacją

    Co za szczęśliwe dni nastały- rozmarzyłem się, wpatrując się w okno. Ciepełko, słoneczko, nawet pąki powoli się rozwijają, chociaż mój Pan uważa, że jeszcze za wcześnie, aby listki już się pojawiały na krzaczkach. 
-Dopiero zaczął się luty, więc wiosna ma jeszcze czas, roślinkom może to tylko zaszkodzić- powiedział. Dla mnie wiosna to żadna nowość, gdyż urodziłem się w maju, a więc w czasie kiedy jest najpiękniejsza. O ile sobie przypominam, niedawno mieliśmy jesień, kolorowe liście spadły wówczas z drzew, potem przyszły ulewy i szybko kończące się dni. Jesień miała prowadzić do nieznanej mi pory roku- białej i lodowatej zimy. Nie dane było mi jej poznać kociobiście i nie wiem, czy się cieszyć, czy smucić. Widzę jednak, że członkowie mojej czteroosobowej rodziny nie narzekają zbytnio. W efekcie najzimniejsza pora roku nas ominęła, przynajmniej do teraz. Ale po co się zamartwiać na zapas, skoro pojawiły się pierwsze oznaki wiosenki? Jedno mogę powiedzieć na pewno: po jesieni przychodzi wiosna;)
    Ja tu mruczę i mruczę o pogodzie, a jeszcze chciałem podzielić się z Wami moją radością i euforią.Powodem mojego dobrego humoru nie jest tylko budząca się przyroda. Otóż od wczoraj wychodzimy na spacerki całą naszą czwórką. Ja na smyczy z moją Panią, a Mufasa w obróżce gdzieś tam biega przy naszym Panu. Czasem się rozdzielamy, abyśmy obaj mogli od siebie odpocząć. Kiedy dziś mój Pan odszedł z Ruskiem na trawniczek, ja z Panią skierowałem się do ogródka naszych Sąsiadów. Pan Sąsiad, właściciel Zielonej Papużki, z którą marzy mi się "wielka przyjaźń" ;) postanowił oporządzić swój ogródek i powyrywać chwasty. Niczego podobnego jeszcze nie widziałem, przynajmniej sobie nie przypominam. Mufasa nie ostrzegał mnie, ile będzie przy owym rwaniu chwastów zabawy, a Ja nie mogłem przecież przegapić takiej okazji.. Sąsiad zachwycony, jak zawsze, moim rysim wyglądem, pozwalał mi- właściwie na wszystko. Mogłem sobie wskoczyć na teren jego ogródka, obwąchać każdy krzaczek, czy roślinkę, a przede wszystkim obserwować co on robi z zarośniętą trawką w ziemi. 
    W tym czasie Niebieściuch przebywał z naszym Panem, co go niezmiernie cieszyło. Muszę Wam jednak powiedzieć, że starszy współmieszkaniec czasem nie traktuje mnie jak równorzędnego członka rodziny, a przejawia się to jego zaborczością i chęcia posiadania naszych Ludzi na wyłączność. Kiedy Pani rzuca mu piłeczkę, sznureczek czy macha mu piórkiem przed oczyma, staje się bardzo aktywny i chętnie się z Nią bawi. Ale kiedy ja również chciałbym dołączyć do gry to niestety...Ruskowi "odbija" i obrażony odchodzi na posłanko. Tak samo jest ze spacerkiem. Nie lubi, kiedy kręcę się w pobliżu jego ogona albo naszych Państwa. No może nie zawsze, ale kiedy zobaczy na horyzoncie mojego Pana, (bo Pani zazwyczaj trzyma mnie na smyczy), biegnie do Niego, ociera się o Jego nogę, prosi o przytulenie, a potem mruczy. To dziwak jakiś, gdyż tak zachowuje się tylko wtedy, kiedy nie ma mnie w pobliżu. Hmm, ale Ja tam wcale nie postępuję lepiej. Również obserwuję, ile czasu, gdzie i kiedy Rusek przebywa z naszymi Ludźmi. To się nazywa chyba zazdrość, czyż nie?A kiedy Mufasie znudzi się obcować tylko z Panem, przybiega do mnie, wącha moją głowę, czasem łapą mnie trąci, ale też i zapoluje na moje olbrzymie ciało. A Ja w nadziei, że Niebieściuch nareszcie mnie zaakceptował, cieszę się jak głupi do sera. Potem mu mija i od nowa rozpoczynamy naszą rywalizację o serca naszych Państwa. 
    Dziwny z nas duet, gdyż z jednej strony walczymy ze sobą, a z drugiej strony nie moglibyśmy żyć bez siebie. Ciekawi mnie, czy Wy moi drodzy koci Przyjaciele również walczycie ze sobą o względy swoich Pań i Panów?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz