niedziela, 24 lutego 2008

58. Ursusowe Rodzeństwo

 Nie pisałem Wam jeszcze o moich Siostrach i Braciach. Jak zapewne już wiecie urodziłem się  7 maja 2007, a wraz ze mną ósemka mojego kochanego Rodzeństwa. Dorodny miot- przyznacie;) Jak łatwo się domyślić było nas dziewięcioro, a na naszej Mamusii Emilii spoczęło nie lada  wyzwanie. Karmienie nas 24 godziny na dobę , otoczenie nas ciepłem Jej futerka, mruczenie nam kołysanek do snu, później nauka korzystania z kuwety i polowanka to tylko kilka z wielu zadań, które wpłynęły na nasze wychowanie.  A pracy było przy nas sporo, nie pomruczę. W końcu  dziewięć kociątek to nie przelewki.  
    Ale ja tu tak sobie gadu gadu, a zapomniałem przede wszystkim przedstawić Wam moje Rodzeństwo. Dodam tylko, że ich imiona mogły dziś ulec zmianom, gdyż ich nowi właściciele mogli nazwać je po swojemu, tak jak to się stało w moim przypadku. Póki co nazywam je tak, jak to uczyniła Pani Anna, hodowczyni, którą serdecznie pozdrawiam;)
Moje trzy Siostry to: Sahara, Ipanema Last, Ana Coma.
A oto imiona moich pięciu Braci: Vancouver Est, Schalom Climber, Lambert New, Mr.Fahrenheit, Mr. Lincoln. I Ja jako Bay Saylor, "przekształcony" w znanego Wam już, moi drodzy, Ursusa.Tutaj są ich zdjęcia.
    Zanim się urodziliśmy, nasi Rodzice posiadali jeszcze inne Dzieci. To nasze starsze Rodzeństwo, z innego miotu. "Nie pobili" jednak naszej dziewiątki, gdyż ich urodziło się "tylko" sześcioro. Złożone z czterech kotek, czyli moich starszych Sióstr, o imionach: Jamala, Jacoma, Jacarta i Jacota oraz z dwóch kocurków, czyli moich starszych Braci: Jaipur i Jet Broadway. Ten ostatni o mały włos, a mieszkałby teraz w moim domku, gdyż moi Państwo zainteresowali się Nim. Na moje szczęście  Jet został zarezerwowany przez kogoś innego, tuż przed telefonem moich Ludzi do hodowli, dzięki czemu pojawiła się szansa dla mnie.

    Co dziś dzieje się z moim Rodzeństwem? Nie za bardzo się orientuję dokąd pojechali i gdzie konkretnie mieszkają. Wiem jednak, że na pewno  znaleźli nowe domki, gdzie nowi właściciele troszczą się o nich, rozpieszczają i traktują z należytym szacunkiem. Jestem pewny, że krzywda im się nie dzieje, niecierpią głodu i zimna. Wierzę, że znaleźli odpowiedzialnych Ludzi, którym nigdy się nie znudzą i nie zostaną wyrzucone na ulicę. 
    Niektórzy z mojego Rodzeństwa, czyli  całej 15-stki, a konkretnie Jacarta została w hodowli Pani Anny, przez co stała się kotką hodowlaną. Vancuver Est również mieszka w hodowli, ale innej. 
    Mają misję, a polega ona nie tylko na tym, aby zabłysnąć na arenie wystawowej i wygrywając mam nadzieję trofea, ale także, aby przekazać kolejnym pokoleniom maine coon'ów, ich wspaniałe cechy wyglądu, charakteru, zdrowia. A więc cały garnitur cudownych genów;)

    I tak moja Siostra Jacarta niedawno urodziła siedmioro pięknych kociątek, czyniąc mnie prawdziwym Wujkiem. Zdjęcia tych maluchów są tutaj.
Natomiast mój Brat Vancuver Est zamieszkał we włoskiej hodowli i bez dwóch zdań czeka go  kariera wystawowa, a i zapewne obowiązek spłodzenia  wspaniałego potomstwa. Tutaj można zobaczyć, jak mu się żyje;)

    Moje przeznaczenie było inne, a brzmiało "kotek na kolanka". Zostałem wykastrowany, (czyli że Ja nigdy nie zostanę biologicznym Tatą), co sprawia, że i Ja i moi Właściciele nie doczekamy się nieplanowanych kociąt, często skazanych na zły los i nawet choroby. Jesteśmy więc uspokojeni. Poza tym nie dopuszczę się do rozrodu nowych maine coon'ów poza hodowlą. Bo tak nie wolno! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz