niedziela, 4 stycznia 2009

154. Wspomnienia Mufasy z przeprowadzki

    Jako że Ursus Olbrzym zajął się wyjadaniem resztek z mojej miseczki, postanowiłem wykorzystać ten czas na napisanie moich wspomnień z przeprowadzki do nowego domku. Na pewno jest mi tu inaczej, niż choćby mojemu Współmieszkańcowi, a to dlatego, że nie mam jak wyjść na spacerek.
  Przez ostatnie kilka tygodni nasi Ludzie pakowali swoje rzeczy do kartonów, a wiele niepotrzebnych wyrzucali. Starałem się im pomagać, jak mogłem. Sprawdzałem noskiem, czy wszystko zostało zabrane, wskakiwałem do pudełka, upewniając się, że nadaje się do użytku. Na bieżąco informowałem moich Właścicieli na temat przydatności pudełek, grzbiecikiem ocierając się o ich nogi. Potem, kiedy nasi Opiekunowie załadowali samochodzik i stare mieszkanie opustoszało, zacząłem podejrzewać, że i ja będę musiał je opuścić. Nie pomyliłem się, bo przecież nie mógłbym zostać tam sam, bez moich bliskich Ludzi i tego Kudłatego Ursusa. Pan tylko powiedział do Pani: "bierz Mufaskę, a ja wezmę Ursusa" i wtedy już wiedziałem, że idę na tylne siedzenie auta. Przestraszyłem się i zacząłem miauczeć, a w żargonie moich Opiekunów- śpiewać. Nasi Właściciele położyli dwa kocyki, abyśmy mogli sobie na nich leżeć i żeby nasza niedługa podróż minęła w miłym nastoju. Nie podobało mi się i dlatego co jakiś czas pomiaukiwałem sobie, aż w końcu uspokoiłem się, kiedy siedząc na ramieniu mojego Opiekuna, przytuliłem się do jego głowy. Nie lubię jazdy samochodem, ani żadnym innym środkiem transportu. Najbardziej na świecie uwielbiam ogródek, no i domek z moimi Ludźmi i tym olbrzymim Włochaczem. Nie będę się przyznawał głośno do mojej Ursusowej sympatii, ale chciałbym, żebyście wiedzieli, że Go lubię, jednak Kupa Kłaków nie musi wiedzieć.
  Po dotarciu na nowe miejsce, Pan umieścił mnie w transporterku, z którego obserwowałem, dokąd jestem niesiony. Najpierw zobaczyłem jakiś podziemny garaż i mnóstwo innych aut, aż w końcu Pan otworzył drzwi i znaleźliśmy się przed windą. Nie lubię żadnych wind, bo hałasują i są takie dziwne, jadą szybko do góry i w dół, potem zatrzymują się, żeby znowu ruszyć w danym kierunku, a do tego ktoś mówi z głośnika, na którym piętrze jesteśmy...Okazałem mojemu Właścicielowi moją niechęć przemieszczania się tym żelaznym dziwadłem i żałośnie zamiauczałem. Kiedy wysiedliśmy, Pan skierował się do naszych nowych drzwi i kluczem otworzył zamek. Po wejściu do nowego domku, mogłem spokojnie opuścić kocią klatkę i rozpocząłem zwiedzanie i obwąchiwanie.
W tym czasie Ursus czekał w samochodzie z naszą Opiekunką, która pilnowała bagaży i samego Kudłacza. On sam Wam na pewno opowie swoje wrażenia, a ja chciałem tylko dodać, że po przeprowadzeniu się stałem się jeszcze bardziej przywiązany do moich Ludzi i jeśli nie przysypiam w koszyku lub pudełku po odkurzaczu to najchętniej bawiłbym się z nimi, tulił do nich i mruczał im do ucha. Państwo myślą, że dlatego tak się zachowuję, ponieważ mogłem się przestraszyć, że mnie porzucą lub oddadzą komuś innemu. Nigdy w życiu tak nie zrobią- zapewnili mnie wielokrotnie. Minie zapewne jeszcze kilka dni, zanim przystosuję się do nowej sytuacji, ale w tej chwili jestem jeszcze lekko zagubiony...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz