wtorek, 1 stycznia 2008

30. Pierwszy Ursusowy Nowy Rok i inne atrakcje...

  Dla mnie to może nie ma większego znaczenia, ale podobno zaczął się Nowy Rok 2008. Usłyszałem, jak moja Pani i Pan o tym rozmawiali, a nawet ktoś w telewizorze cieszył się i składal życzenia noworoczne. To wszystko chyba po to, żeby określić czas, czyż nie?
     A czas leci sobie i nie ma ochoty się zatrzymać. Jeszcze niedawno był maj, wtedy się urodziłem, a teraz rozpoczął się ósmy miesiąc mojego życia. 
Rosnę i dorośleję, chociaż do tego drugiego wiele mi brakuje. Mimo pozorów mój łagodny charakter nie idzie wcale w parze z moim dzikim wyglądem. Mogłem się dziś o tym przekonać. Ale po kolei.
    Wiele razy wspominałem o spacerkach, które stanowią nieodzowny element Ruska i mojego życia. Przez ostatnie dni pogoda nam nie sprzyjała, ale od kilku dni znowu możemy radować się przechadzkami. Dziś też. 
    Kiedy sobie biegałem po trawce i polowałem na ogon Mufasy, zauważyłem, że sąsiad zza ściany patrzy na nas z zainteresowaniem. Pomachał do mojej Pani i otworzył swoje drzwi tarasowe. Ze środka wydobył się świergot jego Zielonej Papużki oraz zauważyliśmy Rybkę w akwarium . Nic dziwnego, że Mufi postanowił wskoczyć do jego domku. Takie atrakcje, że nawet ja dałem się skusić.
Sąsiad, z aparatem fotograficznym w ręku, zapytał, czy może mi zrobić kilka zdjęć, gdyż bardzo mu się podobał mój rysi wygląd ważniak 
    Moja Pani zgodziła się, a potem tamten Pan rozpoczął takie śmieszne pstrykanie. Oprócz tego nazwał mnie Rysiem, tu pozdrawiam mojego kolegę Rysia, a potem postanowił  mnie pogłaskać i pobawić się ze mną. Zaskoczyłem się  jego ostrożnym podchodzeniem do mnie, także w dotykaniu mojego futerka. Chyba uznał, że jestem groźny. Myślę, że tak, gdyż nagle moja Pani zareagowała i powiedziała, że należę do kotów kompletnie pozbawionych agresji i można ze mną robić, co się chce. No no, to tylko takie gadanie, zakładam, że dopóki żaden człowiek nie zrobi mi krzywdy, to ja nikogo nie zaatakuję. Przez to, że zawsze czuję się bezpiecznie i ufam mojej Pani i Panu, nie mam zamiaru źle się zachowywać. Tamten Pan Sąsiad przyznał, że się pomylił i osądził mnie na podstawie dużego wyglądu. A tu niespodzianka. Zupełnie odwrotnie do Mufasy, który przy drobnych gabrytach, bywa nieufny do obcych i lepiej z nim nie zaczynać. 
    Kiedy tak Pan zza ściany mnie zabawiał, pokazując mi konewkę i jedzonko dla ptaszków, nie spostrzegłem, że przez cały ten czas jacyś inni ludzie trenowali puszczanie petard. Hałas jaki temu towarzyszył był nie do opisania. My z Niebieściuchem skupieni na Zielonej Papużce i Rybce Sąsiada, sprawialiśmy wrażenie, jakby poza tymi dwoma zwierzakami nic innego już nie istniało i nie było ważne. Tak rzeczywiście było! 
    Po powrocie do domku przypomnieliśmy sobie, że o północy te wszystkie próby strzelania tymi kolorowymi fajerwerkami, rozpoczną się na dobre.  Wiedzieliśmy też, że to czyhające na nas niebiezpieczeństwo. Pojawił się też strach. Wolałem nie zastanawiać się zbyt długo, co  by było, gdybym nagle został sam tam na ulicy, bez domku i ciepełka.  Nie marudziliśmy więc o kolejnych przechadzkach i grzecznie siedzieliśmy sobie tam, gdzie akurat przyszła nam ochota. Muszę Wam powiedzieć, że ja dzielniej znosiłem te petardy, aniżeli mój współmieszkaniec Mufi. Nasza Pani zauważyła jego przestraszoną mordkę, więc otworzyła swoją szafę, zostawiając w niej uchylone drzwi, gdzie Niebieściuch się schronił. Ja zostałem w pokoju dziennym i cały czas towarzyszyłem mojemu Państwu.
    Kiedy już nadeszła ta 24 godzina w nocy i Nowy Rok 2008, zapragnąłem obejrzeć fajerwerkowe cudo. Niestety nie udało się, gdyż utrudniła to gęsta mgła, która całkowicie zakryła niebo, budynki, a nawet nasze ogródki. Nic nie można było zobaczyć. Podobno tutaj to rzadkość spotkać takie coś, przynajmniej moja Pani i Pan tak mówili. Widać, że nie tylko dla mnie coś jest nowością. Dla nich ta mgła, dla mnie petardy.
- Nie ma co oglądać, nic tam ciekawego nie zobaczysz- pewnie zaznaczył Rusek. 
-Ale podobno całe niebo wtedy jest kolorowe- odpowiedziałem
-No jest, ale nie w tym roku. Musisz  poczekać do Drugiego Ursusowego Nowego Roku....
I z uśmiechem klepnął mnie po uchu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz