środa, 12 grudnia 2007

17. Srebrna piłeczka

-Ursusik!- zawołała moja Pani, zanim zdążyłem zamknąć oczy podczas drzemki.
    Szybko zwlokłem się z łóżka, rozprostowałem kości, nastroszyłem ogon i pobiegłem w kierunku kuchni. Moja Pani powitała mnie uśmiechem, a Ja odmiauknąłem Jej: 
-Co chciałaś, właśnie przysypiałem. Dlaczego Mufasie wolno odpoczywać i delektować się zapachem świeżo wypranego kocyka, a mnie nie?
    Nie uzyskałem odpowiedzi na moje pytania, chyba okazały się zbyt trudne, po czym rozpocząłem czyszczenie mojego futra.
    Podczas mycia grzbietu, zauważyłem, że w ręku mojej Pani coś się rusza. Nie było to żadne stworzonko, jedynie jakaś szeleszcząca rzecz. Zaciekawiło mnie, co Ona takiego przede  mną ukrywa.  Miauknąłem , dając do Jej do zrozumienia, że nie mam czasu na głupie żarty i albo mi pokaże albo wracam na kołderkę do Mufiego. 
    Chyba mnie zrozumiała i nagle otworzyła rękę, z której wynurzyło się to coś. Ujrzałem srebrną piłeczkę, która zakręciła się na Jej dłoni. Co do wielkości nie należała do zbyt dużych, ale dostosowana była do moich kocich łap. Posiada charakterystyczny dźwięk i nawet kiedy śpię, a piłeczka z jakiejś przyczyny toczy się po podłodze, od razu stawia mnie na moje kudłate łapki. Domyśliłem się, że moja Pani zrobiła ją samodzielnie, specjalnie dla mnie. I nie pomyliłem się. Często poluję na tę kuleczkę, a kiedy wpadnie mi pod półkę albo za lodówkę, głośnym miauknięciem informuję moich Wpółmieszkańców, prosząc w ten sposób o natychmiastowe wyjęcie kuleczki z tych dziwnych kryjówkek.
    
    Na koniec powiem Wam jeszcze, że piłeczka ta stała się jedną z moich ulubionych  zabawek, obok takiego specjalnego paseczka, spajającego worki, w których moi Państwo kupują chleb. Nie znam niestety jego nazwy, a i moja Pani i Pan nie nazywają tego inaczej, jak właśnie paseczek.
    A teraz po podzieleniu się z Wami tą opowieścią, podążę w kierynku posłanka i niebieskiego kocyka, uwielbianego nie tylko przez Ruska i mnie, ale również przez kilkoro innych , odwiedzających moich Państwa, kotów, zanim w ogóle się urodziliśmy i tu zamieszkaliśmy. A o tym wspomnę niebawem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz