czwartek, 27 grudnia 2007

27. Nieudane polowanko na Mufasę

 Kilka dni temu temperatura "podniosła się" do 4 st. powyżej zera! A to oznaczało tylko  jedno! Wraz z nadejściem Wigilii mogliśmy z Mufasą delektować się dłuższym spacerkiem.  
    Wcześniej zanim udało się zrealizować nasze marzenie, zajęliśmy się zapasami, drzemką (szczególnie), przesiadywaniem na pralce i lodówce oraz towarzyszeniu naszym Ludziom, gdziekolwiek byli. Rusek regularnie stawał pod drzwiami lub z parapetu naszego okna "analizował" warunki atmosferyczne, panujące na zewnątrz. 
    Postanowiłem zapytać Mufiego, czy jego meteorologiczny nos, aby "wywąchał" jakieś aurowe nowości. Zastałem go jednak w pozycji śpiącej, zapewne dlatego, iż po wysiłku myślowym, związanym z pogodą, musiał się nieźle zmęczyć. Przyznam szczerze, że kiedy śpi, zawsze jest się z czego pośmiać, wystarczy bowiem spojrzeć na Ruska śpiące miny i wszystko  jasne.


Korzystając z jego chwilowego "odlotu", wpadłem na genialny pomysł, aby zapolować, a potem ugryźć go w jego mały  i chudy ogon ważniak  Kiedy tak łapałem i wypuszczałem na zmianę z łapek Niebieściuchową kitę, przybliżając już ząbki, w celu uszczknięcia jej, usłyszałem:

-Kudłaty Tłuściochu, żebym cię sam nie pacnął łapą...- z zamkniętymi  oczami przemówił do mnie Niebieściuch. 
-Jak to Tłuściochu? Jestem tylko dużych gabarytów- odpowiedziałem             i polowałem dalej. Dziwiłem się, skąd wie, że próbuję go zaatakować, dla zabawy oczywiście. oczko   Chyba mu się to nie spodobało, choć na początku pozwolił mi na małe wybryki. Myślę, że stoicki spokój Mufiego kończył się, mimo to postanowiłem jeszcze raz spróbować chapnąć Mufasi ogon. W końcu nie zawsze trafia mi się taka okazja, a dopóki tylko ostrzega mnie słownie, to nic poważnego się nie dzieje.  Kontynuowałem więc mój niecny plan.
- Ostrzegam cię Włochaczu, że za chwilę stracę cierpliwość- syknął, nadal nie otwierając oczu, ale za to ruszając intensywnie końcówką swego ogona.
-Co mi możesz zrobić Mały Chudzielcu?- miauknąłem. Powtórzyłem moje wymachiwania, ale tym razem Niebieściuch mi nie odpuścił. Dostałem od niego przednią łapką prosto w moją kudłatą mordkę. Co za poniżenie. Ale jeszcze nadejdzie czas rewanżu!
     Mój plan spełzł na niczym. Musiałem się wycofać, bo cóż mogłem zrobić? Rozczarowałem się tą porażką. Nie będę przecież walczył z Jegomościem Hrabią Mufasą z rodu rosyjskich arystokratów- ja wiejski kot z amerykańskiej zagrody. Ale nie zamruczałem jeszcze ostatniego słowa i mój cel: pokonać Niebieściucha, kiedyś zrealizuję. Póki co, będę trenował.
    Wierzcie mi, nie jest to rzecz łatwa, pokonać Ruska. Czy zawsze muszę się poddawać? Przecież jestem od niego większy, cięższy, zapewne też i silniejszy.
-Niekoniecznie, siła nie leży w twojej wadze- szepnął mi kiedyś Niebieściuch do ucha. 

    Zmartwiony i w kiepskim humorze, wróciłem na kanapę, tuląc się do mojej Pani.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz